Weekend bez komputera #1 - Najlepsza gra na ziemii, dinożarły i retro covery
Wakacje były dla mnie bardzo łaskawe. Piękne słońce, rzymskie wakacje, nowy Jurassic Park, a jesień nie szykuje się najgorzej: premierę będą miały dwie gry na które czekałam w tym roku.
Gra komputerowa: Divinity: Original Sin
Nie ma to jak zacząć Weekend bez komputera od gry :) Już za niedługo, 14 września, wychodzi Divinity: Original Sin 2 Definitive Edition, a dzisiaj chcę odpowiedzieć o jej poprzedniczce.
Na początek tej recenzji muszę przyznać, że jestem ogromną fanką większości produkcji Larian Studio. Pasuje mi ich rozgrywka, humor, lubię te historie i postacie. W większości gier zmierzając do punktu B, zwykle wiesz gdzie i co spotkasz, tutaj przedmiot kluczowy do zakończenia fabuły może być w przypadkowej jaskini. I - wbrew pozorom - to zaleta.
Divinity: Original Sin jest klasyczną grą RPG w której jako Source Hunters (ang. łowcy źródła?) zostajemy wysłani do rozwikłania zagadki tajemniczego morderstwa. I owa tajemnica od początku mnie wciągnęła, więc nie będę wam zdradzać nic więcej! Fabuła ma miejsce w świecie znanym z poprzednich - luźno powiązanych - części. Jeśli macie dużo czasu to polecam całą serię Divinity :)
Sama rozgrywka jest nieliniowa, zaprojektowana w otwartym świecie ograniczonym tylko poprzez twoje umiejętności. Zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się wspaniały, turowy system walki. Mamy wiele rodzajów obrażeń, mnóstwo efektów trwałych i tymczasowych, które tworzą wspaniałe comba. Naprawdę zmusza do planowania walk, przemyślenia strategii oraz korzystania z elementów otoczenia.
Gra ma wiele opinii: redaktorzy ze świata gier mówią, że to arcydzieło, a w Internecie skarżą się na trudną rozgrywkę (nawet na najłatwiejszym poziomie) oraz rozwleczoną fabułę. Wszyscy mają po trochu rację.
Moim zdaniem współczesne RPG AAA utknęły świecie znaczników, dzienników z instrukcjami krok po kroku oraz prostych zależności. Jest to taka dziura pełna błota, w którym wszyscy się fajnie bawimy, ale w sumie czasem warto się pokąpać w morzu. Nie bójmy się fal, są częścią zabawy :)
Ta gra wymaga czasu, poświęcenia jej na tyle uwagi, żeby rozgryźć system walki, czasem poświęcić chwilkę, żeby się do niej przygotować. To nie jest odmóżdżająca gra do której siadasz po pracy, żeby się wyżyć. Nie nazwałabym jej jednak trudną, na poziomie normalnym to po prostu wyzwania wymagające skupienia. Przejście jej zajęło mi ponad rok, na liczniku rozgrywki 100h.
Fabularnie rzeczywiście ma kilka dłużących się lokacji, w których zachodzi niewiele zmian fabularnych. Pierwsze 10-20h mamy czas, żeby skupić się na walce i poznawaniu świata przedstawionego, potem gra nabiera rozpędu w opowieści. A są to opowieści przecudne! Wszystkie gry Larian Studio charakteryzuje duża dawka humoru ostro przyprawionego absurdem, a historia ma zawsze bardzo... ludzki charakter. Nie ma tu perfekcyjnych herosów czy postaci rodem z Władcy Pierścieni. Konwencje znane z fantasy i gier RPG są czasami spaczone, a czasami boleśnie realistyczne. I jakikolwiek konkret, poza historią o odrzuconym przez wybrankę (z powodu braku majątku) kocurze, mógłby zepsuć Wam zabawę :)
Jeśli macie zagrać w jedną grę w życiu, to najlepiej w tę! Tęsknię za nią strasznie :)
Film: Jurrasic World (2018)
W moim życiu istniały 3 filmy, które ukształtowały mój fatalny gust filmowy: Jurassic Park, Obcy oraz Purpurowe rzeki. Nie mogłam przegapić najnowszej części o dinozaurach i z chęcią podzielę się wrażeniami.
Filmy z serii Jurassic Park/World od wielu lat wzbudzają sporo kontrowersji. Po pierwszej części, która okazała się gigantycznym sukcesem, seria zbierała różne opinie. Nie inaczej jest z najnowszą częścią, lecz zanim opowiem Wam o niej, przenieśmy się w czasie do roku 1997.
Photo by Samuel Scrimshaw / Unsplash
Jak powstał Jurassic Park? Trzeba zacząć od tego, że to film na podstawie książki Micheala Crichtona - doktora medycyny, podróżnika, nurka i - co najważniejsze - powieściopisarza i reżysera. Zajmował się pisaniem technothrillerów - gatunku w którym człowiek dokonuje przełomów z różnych dziedzin nauki i ponosi tego srogie konsekwencje. Fabuła jest zawsze podobna: ogromne odkrycie, grupa naukowców próbująca wykorzystać technologię, eksperyment/wyprawa wymyka się spod kontroli, ludzie zaczynają rozumieć konsekwencje swoich czynów i próbują przetrwać.
Pomimo to akcja jest zawsze wartka, fabuła bardzo wiarygodna (zwykle opiera się na przełamaniu dobrze znanych barier w technologiach), bohaterowie świetnie mieszczą się pomiędzy rambo-wanna-be, a kimś z kim łatwo się utożsamić, a na zakończenie - bo bohaterowie nie są tu nieśmiertelni - czeka się z niepokojem :)
I taki dokładnie powinien być Jurassic World: pokazywać nasze największe fantazje i zamieniać je w koszmar. I sadzę, że ta część w której film dotyka tego koszmaru (a więc część lekko absurdalna i surrealistyczna) jest najtrudniejsza do przełknięcia dla przeciętnego widza.
To teraz o samym filmie: Osobiście jestem dumna, że pomimo dodawania wątków familijnych, balans pomiędzy akcją, naukowym bełkotem i crichtonowskim przesłaniem został zachowany. Fabuła jest wartka, trzyma w napięciu od samego początku. Część posunięć fabularnych łatwo się było domyślić, ale i tak same w sobie były genialne. CGI jest fantastyczne, wybitna praca która będzie się starzeć latami. Nie są to nocne, tajemnicze ujęcia znane z pierwszych części, raczej futurystyczne czasami przypominające filmy przyrodnicze, czasami nocne koszmary. Muzyka zapada w pamięć, a bohaterowie, który polubiłam, trzymają poziom z poprzedniej części.
Jeśli lubicie dinozaury, Micheala Crichtona, sf, technothillery lub filmy przygodowe z pewnością Wam się spodoba :)
Muzyka: Postmodern Jukebox
Postmodern Jukebox to jeden z najciekawszych projektów muzycznych, który powstał w Internecie. Stworzony przez amerykańskiego muzyka Scotta Bradlee'a opera się na interpretacji utworów muzyki popularnej w stylach z różnych epok historycznych.
Ogromna różnorodność wykonań sprawia, że trudno opisać całość. Z pewnością królują tu klasyczne instrumenty w odważnych wykonaniach. Najbardziej przyciągają mnie jednak wokale. Mnóstwo młodych i wybitnych wokalistów, których czasem kojarzymy z chórków amerykańskich talk show.
Nie mówię więcej, zakładajcie słuchawki i sprawdźcie :)